ZE STATYSYK
a) Większość badanych jest zalicza się do kategorii nieaktywnych kulturalnie. Kultury (tak nowej, jak i starej formie konsumują mało);
b) Populacja dzieli się na kulturalnych konserwatystów – ceniących tradycję i zakorzenienie w społeczności lokalnej oraz innowatorów – oczekujących od kultury zaskoczeń, ale raczej poza miejscem zamieszkania.
c) Małe miejscowości mają zdecydowanie gorzej – oferta kulturalna jest w nich uboższa, możliwości mniej, do kina trzeba dalej jechać, instytucji kultury praktycznie nie ma. Bliskie relacje i silniejsza tożsamość nie rekompensują strukturalnych braków.
d) Kultura jest domeną jednostek (indywidualne praktyki) lub samorządowych instytucji kultury. Zrzeszenia mieszkańców i organizacje pozarządowe praktycznie nie odgrywają żadnej roli w badanych społecznościach.
e) Kultura ma (większości) dostarczać przyjemnej rozrywki – ma lekko kołysać, ułatwiać zasypianie, nie ma wzburzać i zaskakiwać.
f) Część społeczności potrafi jednak na kulturze bazować, budować wokół niej przemysł (najczęściej turystyczny).
g) Dominują w próbie osoby według deklaracji stabilne w sferze psycho-fizycznej a ta stabilność ma wynikać z relacji najczęściej rodzinno-przyjacielskich); Są to ludzie, którzy podejmują się na co dzień wypełnianiu obowiązków;
h) Badani to ludzie, którym nie przytrafiają się ekscytacje ale i jednocześnie (jak deklarują) wolni są od lęków i myśli depresyjnych – ot – proza życia;
i) W próbie znalazła się szacowana ogólnie na 14-22% kategoria osób doświadczających różnych form deprywacji, zagrożenia dla ciągłości funkcjonowania gospodarstwa domowego w sferze materialnej, odczuwająca nierówności ekonomiczne i w zakresie jakości życia; Wśród nich są osoby, dla których podejmowana praca nie gwarantuje zapewnienia sobie godnego życia;
j) Utrata pracy do dla badanych często duże ryzyko na znalezienie nowej więc mamy do czynienia z uzależnieniem badanych od aktualnego miejsca pracy;
k) Badani to ludzie, którzy wykazują okazjonalnie aktywność społeczną w ramach funkcjonowania w instytucjach, opierając sieci relacji często w rodzinie i przyjaciołach.
Z BADAŃ ETNOGRAFICZNYCH
a) Wszystkie przebadane przypadki pozwalają na uzasadnienie tezy o braku związków między udziałem w kulturze a barierami o charakterze ekonomicznym. W opinii respondentów argument ceny jest jedynie pretekstem i wymówką, a nie rzeczywistą przeszkodą, bo znakomita większość oferty kulturalnej jest dostępna za darmo lub za półdarmo. Wydarzenia rzeczywiście drogie nie są oczywiście dostępne dla uboższych zawsze i w dowolnej liczbie, ale nie oznacza to, że w ogóle ich wykluczają, bo o ile ci ostatni traktują je jako wartościowe, to od czasu do czasu, choćby ciułając pieniądze i odmawiając sobie zaspokojenia innych potrzeb, ale będą z nich korzystać. Warunkiem jest chęć, zainteresowanie, istnienie POTRZEBY. Barierą w partycypacji kulturowej nie są pieniądze, lecz brak potrzeby udziału w kulturze wynikający z braku wzorców rodzinno-środowiskowych i niedoskonałości edukacji szkolno-instytucjonalnej.
b) Partycypację kulturową różnicuje nie dostęp do pieniądza, ale wiek potencjalnego uczestnika. Nieco tylko rzecz upraszczając można powiedzieć, że dzieci i młodzież uczestniczą, bo muszą, dorośli nie uczestniczą, bo nie chcą, a już nie muszą (zapytani tłumaczą się brakiem czasu albo finansów), seniorzy zaś uczestniczą, bo nic nie muszą i bardzo chcą. To między innymi ten czynnik decyduje o tym, że w przebadanych miejscowościach od co najmniej sześciu lat, w czasie których polskie metropolie przeżyły wybuch supernowej kultury (związany przede wszystkim z trzema kwestiami, zjawiskami i działaniami: 1. ze słusznym ze wszech miar wprowadzeniem w czyn przez władze samorządowe zaklęć powziętych z naiwnego odczytania tez ekonomii kultury, 2. budowaniem lokalnych strategii rozwoju kultury oraz 3. efektami i „odpryskami” działań zmierzających do uzyskania tytułu ESK) nie zmieniło się zgoła nic. Organizatorzy kultury i pracownicy lokalnych instytucji kultury na pytanie o to, czy coś się w lokalnym uczestnictwie zmieniło twierdzą, że tak, owszem, zmieniło się wiele i bardzo, nikt jednak nie potrafi podać na tę przemianę dowodów. Nadal kultura tam rozumiana jest jako coś dla dzieci, nadal instytucje kultury odpowiedzialne są za zaspokajanie wszelkich – nielicznych zresztą – tutejszych potrzeb twórczych oraz za dostarczanie kulturalnej strawy codziennej i odświętnej i nadal ważnymi punktami w kalendarzu są iwenty takie jak dożynki czy „dni”. Infrastruktura i „zawartość” instytucji i wydarzeń nadal jest taka, jak przed kilku laty.
c) W niektórych przebadanych miejscowościach nastąpił infrastrukturalny boom, który nie przyniósł ze sobą boomu w zakresie uczestnictwa. Zainwestowanie w spektakularną infrastrukturę, na przykład w robiący wrażenie na turystach amfiteatr, nie przyniosło przemian w charakterze i częstotliwości lokalnego uczestnictwa. Eksplozja infrastruktury zderza się z implozją uczestnictwa. Wygląda na to, że im więcej spektakularnej infrastruktury kultury w badanych miejscowościach, tym bardziej i chętniej ludzie ze swoimi praktykami kulturalnymi zamykają się w domach. To z kolei powoduje implozję oferty, zamykanie się instytucji w starych posadach i praktykowanych od dawien dawna praktykach – kurczenie się listy tego, co proponowane mieszkańcom.
d) Materiał etnograficzny nie pozwala na stwierdzenie, że walka z nierównością może się dokonywać za sprawą kultury działającej jako dźwignia. W żadnym z badanych przypadków kultura nie zadziałała jako narzędzie społecznej inkluzji, wręcz przeciwnie znaleźliśmy przykłady efektu odwrotnego – utwierdzania i pogłębiania różnic klasowych poprzez użycie kultury elitarnej jako środka symbolizującego status społeczny (Obrzycko) albo kultury ludowej jako środka do integrowania wewnątrz jednej tylko społecznej kategorii (Ostróda). Naciskając na kulturę nie budujemy bardziej egalitarnej struktury, a majstrując przy fiskalnych/pomocowych narzędziach ekonomicznego równania w górę (np. ostatnio 500+) nie zmieniamy charakteru uczestnictwa w kulturze oraz nie zmieniamy jakości kulturalnej „podaży”. Przynajmniej nie w Polsce lokalnej.
e) Kultura nie działa też i nawet potencjalnie nie jest postrzegana jako środek podnoszący ogólnie rozumianą jakość życia obywateli. Pytanie o związki między praktykami kulturowymi a subiektywnie ocenianą jakością życia okazało się dla przeważającej części respondentów największym wyzwaniem: sama idea takiego związku spotykała się z niezrozumieniem. Respondenci nie rozumieli, o co w nim chodzi albo odczytywali pytanie niepoprawnie, np. jako zagadnienie inwestowania w infrastrukturę w celu rozwoju kultury. Respondentów, z uwagi na ich wykształcenie i pełnione funkcje (w większości przypadków reprezentowali elitę swoich społeczności), nie sposób posądzać o niezrozumienie na poziomie słownikowym. Można tu ubolewać nad niskim poziomem świadomości badanych, ale można też zastanowić się nad rozważeniem hipotezy, że ta zakładana relacja ma charakter korelacji pozornej, a przynajmniej korelacji o wiele bardziej złożonej. Nieobecność idei podnoszenia jakości życia i niwelowania nierówności społecznych poprzez indukowanie i wspieranie aktywności kulturowej czy dokładanie paliwa do ognia lokalnych przemysłów kultury stanowi mocny argument przeciwko tezom ekonomii kultury. Oczywiście wiara w istnienie takiej zależność nie warunkuje powodzenia zjawiska, jednak na poziomie definiowania sytuacji brak wiary stanowi tu jak najgorszy prognostyk. Dodajmy, że w większości przebadanych miejscowości przybyło pieniędzy – i to na rożnych poziomach, bo chodzi zarówno o poziom mikro za sprawą zarabiania za granicą czy dochodów płynących z 500+, jak i o poziom makro – o gminne budżety, jednak w żaden sposób nie zmieniło to charakteru praktyk kulturalnych. Dźwignia zatem działać nie może, skoro płynące szerszym strumieniem środki nie wpływają ani na ofertę kulturalną, ani na wzmożone uczestnictwo, a to z kolei – brak wzrostu czy rozwoju w jednym i drugim obszarze – nie wpływa w żaden sposób na rozwój ekonomiczny miejscowości.
f) Co ciekawe, zamiast dźwigni mamy do czynienia, w większości przebadanych miejscowości, z nasiloną konkurencją na performanse w realiach społeczeństwa typu spektakularnego. Kultura to w świetle danych jakościowych pozyskanych w toku badań etnograficznych narzędzie do wojowania o status dla ludzi niezdradzających ni wyćwiczonego znawstwa, ni wkomponowanych w pakiet genów umiejętności kierunkowych. W warunkach strukturalnej i relatywnie postrzeganej nierówności aktywność w kulturze (uczestnictwo, ale przede wszystkim praktyki wykonawcze) wplata się w działania mające na celu zdobywanie przewag statusowych albo po prostu – zarabianie na życie. Wszędzie przesadnie ceniono, także na poziomie instytucji, lokalnych śpiewaków-amatorów, którzy otarli się o telewizyjne contest shows. Sami tego rodzaju artyści równie wysoko cenili się sami, choć nie mają ku temu specjalnych podstaw.
g) Z pewnymi zastrzeżeniami można przyjąć hipotezę mówiącą o kulturze jako opium dla ludu. Kultura festyniarska z pewnością kwitnie i ma się dobrze: poszukiwanie przyjemności, ucieczka od codziennych napięć, chęć wytchnienia od wyścigu szczurów i skutków doświadczanych nierówności naganiają jej klientów, ale też nie powinno się zapominać o spełnianej przez nią przy okazji funkcji integracyjnej, która biorąc pod uwagę poziom dezorganizacji społeczeństwa polskiego nie jest wartością do pogardzenia. W wielu jednak przebadanych miejscowościach ta funkcja integracyjna nie działa, ponieważ imprezy przyciągają jedynie reprezentantów demosu, a klasę średnią jedynie wtedy, gdy ta musi czymś zająć swoje dzieci. Młodzi na tych imprezach się nudzą i szybko z nich uciekają (podobnie jak potem uciekają z przebadanych miejscowości do miejscowości większych).
h) Kultura jest realizowana przede wszystkim w zgodzie z oświeceniowym modelem podziału na kulturę popularną i elitarną. Edukacja realizuje się jako edukacja kulturalna, a nie kulturowa. Od społecznej góry do społecznych dołów wszyscy znają swoje miejsce w szeregu i nie palą się do tworzenia modelu uniwersalistycznego. Być może wynika to z siły instytucji kultury, dla których taki konserwatyzm stanowi część ich natury i swego rodzaju mit założycielski.
i) Lokalni włodarze i politycy traktują kulturę czysto instrumentalnie, przy czym nie mają o niej wysokiego mniemania i w razie potrzeby rezygnują z niej z największą łatwością. Inwestowanie w kulturę kłóci się z wyznawaną przez nich logiką działań doraźnych i taktyką szybkich korzyści (a strategie znają jedynie z zamawianych przez siebie dokumentów, które służą celom propagandowym). Najdroższa nawet strategia kultury kosztuje mniej aniżeli utrzymanie najtańszego domu kultury. Inna sprawa, że bywają miasta, w których i na strategię do tej pory brakowało i środków, i promocyjnego zapotrzebowania. Ankietowanie czy rozpoznawanie gustów – przedstawiciele badanych instytucji starają się rozpoznawać gusta mieszkańców jednak w odbiorze tych ostatnich często oferta nie jest dostosowana do ich potrzeb. Z kolei przedstawiciele instytucji uważają, że jak organizują imprezę według zgłoszonych oczekiwań, to i tak frekwencja jest marna. A zatem nie o ofertę tu chodzi a o potrzebę uczestnictwa w kulturze.
Z BADAŃ INSTYTUCJI I STRATEGII
j) Władza rządzi, władza dzieli! – od władz samorządowych zależy kondycja lokalnej kultury. Okazjonalnie władza wykazuje zrozumienie, jednak generalnie na kulturze się oszczędza i nie traktuje jako ważnego obszaru funkcjonowania gminy. Wszyscy przedstawiciele badanych instytucji wskazują na swoistą gimnastykę wykonywaną wokół rządzących aby wywalczyć budżet gwarantujący przetrwanie. A władza „na opłatku” obiecuje a potem… jest jak zwykle.
k) Pozarządówka czyli dajcie i nie pytajcie – przedstawiciele instytucji samorządowych wskazują, że inicjatywy pozarządowe nie wykazują zdolności kooperacji. Mamy do czynienia z pozarządową roszczeniowością i oczekiwaniem jednostronnych przepływów. Trudno uznać, że mamy do czynienia z lokalną siecią instytucjonalnej wymiany.
l) Instytucje samorządowe – mamy misję i chcemy – przedstawiciele instytucji samorządowych uznają, że dysponują misją edukacyjną, zespoły są zintegrowane i chętne do pracy. We wszystkich raportach cząstkowych zobrazowano zaangażowanych działaczy i animatorów, którzy napotykają liczne przeszkody w swojej pracy. Jedni chwalą się sukcesami (w postaci szerokiej oferty), inni narzekają na problemy (bariery).
m) Za mało na cukrze w cukrze czyli za mało środków na budowanie oferty – kluczowymi barierami w funkcjonowaniu instytucji jest niedobór środków finansowych (budżety są konsumowane na płace i utrzymanie infrastruktury). Na same inicjatywy zostaje bardzo mało środków. Badani wskazują też na problemy infrastrukturalne, które nie sprzyjają przyciąganiu uczestników.
n) Jak nie ma nawyku to pieniądze nic nie dadzą – kluczową barierą w zakresie powodzenia realizacji misji instytucji jest brak zainteresowania kulturą ze strony większości mieszkańców jednostek terytorialnych. Większość ludzi po prostu nie przejawia potrzeb w tym zakresie. Na nic transfery z Programu 500+ jeśli nie ma ukształtowanej potrzeby bycia w kulturze. Instytucje kulturalnej nie są w stanie rozbić muru, jakim jest nie uwzględnianie potrzeb kulturalnych w hierarchii potrzeb dominującej większości mieszkańców jednostek terytorialnych. Kultura nie jest dźwignią. Awans ekonomiczny (zasypywanie nierówności ekonomicznych) nie przekłada się też na uczestnictwo w kulturze.
o) Dzieci, seniorzy i biesiadne potupajki – brak polityki kulturalnej – instytucje jako wyzwanie traktują budowanie oferty dla dzieci. Oprócz dzieci (raczej nielicznych), w z oferty instytucji korzystają seniorzy a także niewielkie grupy stałych konsumentów (inteligentów). Dla ludu są rytualne imprezy masowe, które według badanych przedstawicieli instytucji intencjonalnie są traktowane przez władze samorządowe jako igrzyska kupowania głosów wyborczych. W małych miejscowościach mamy do czynienia z pustynią instytucjonalną. W miejscowościach większych są wszechstronne aktywności pojedynczych instytucji (Światowid, Elbląg) lub szeroka oferta ukierunkowana na turystów (Ostróda). Ale próżno szukać strategii, wizji, jak i upowszechnionego uczestnictwa.